Dość standardowa historia, która po kilkunastu latach potrafiła mnie jednak jeszcze czasem zaskoczyć. Przede wszystkim umiejętną sztuką montażu, dzięki któremu efekty specjalne sprawiały dobre wrażenie, pomimo małego budżetu. Sama historia dość schematyczna, bo mamy tu coś co poluje na kogoś, by istnieć wiecznie. Tym czymś jest Sandman, postać złożona z ziaren piasku. Tak też nie będą dla niego problemem zamknięte drzwi, bo od czego jest dziurka do klucza. Poluje on na Griffina, którego przyjaciele i znajomi mają to nieszczęście znajdywać się w nieodpowiednim miejscu, o nieodpowiedniej porze. Sandman rozprawia się z nimi bezkrwawo, to też miłośnicy czerwonawej substancji nie mają tu czego szukać.
Sporym zaskoczeniem, wręcz odstąpieniem od schematów jest końcówka filmu, do której warto dotrwać. Bo w swej B-klasie film jest naprawdę warty obejrzenia.
6/10