Raz wcelują z kadrem, raz nie, montaż jak się zmontuje... Wbrew pozorom takie "nie skupianie się na obrazie" właśnie obraz cały czas wypycha na pierwszy plan i podkreśla sztuczność przedsięwzięcia. Ani przez chwilę nie mogłem zapomnieć, że to film kręcą i że to wszystko aktorzy. gadający cudzym tekstem.
Mnie nie tyle denerwowały, co uniemożliwiały skupienie się na treści. Ot, taki paradoks. W konsekwencji, "Włoski..." od kilku lat robi za "półkownika".
Dzięki za info. Miałam zaznaczony do obejrzenia. Natychmiast odhaczam. Oczywiście nie omieszkam dać 1. Dogmę trzeba zwalczać wszelkimi środkami.
mojekonto1 - ok, odstaw na półkę, ale nie wstawiaj 1, bo to świetna historia jest. A poza tym, jak można oceniać film bez oglądania?!
Wydaje mi się, że to kwestia przyzwyczajenia jedynie. Też kiedyś miałem problem z ta "forma braku formy", ale po obejrzeniu dwóch czy trzech filmów przestała mi ona przeszkadzać.
Gdyby film był beznadziejny, to by mi ta forma bez formy nie przeszkadzała. A tak to czułem się jak widz w kinie, któremu raz po raz ktoś się przeciska przed ekranem i skupienie szlag trafia.
Potrafię sobie wyobrazić, że może być film, w wypadku którego takie "wybicie z rytmu" ma pewien sens. Ale to jednak nie był ten.