Plaster pojawia się praktycznie od pierwszej sceny filmu, na statku, a znika dopiero po scenie w latarni, kiedy wyjaśnia się, że główny bohater jest pacjentem.
Drobiazg? Może, ale na pewno nie bez znaczenia!
Czy w książce jest coś na ten temat? Jeszcze nie czytałam, ale film mnie tak zaabsorbował, że z pewnością przeczytam.
Jeśli ktoś ma jakiś pomysł co miał oznaczać plaster na czole Andrew, proszę o opinię.
Może plaster ma symbolizować "plastra", jakim był Chuck, jego kolega z FBI. To pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy, w sumie to trudno wytłumaczyć.
No właśnie - plaster ma znaczenie symboliczne!
moim zdaniem są dwie możliwości interpretacji:
1. Plaster jako symbol, który od początku ma naprowadzać widza na prawdę o Andrew - "ten facet ma coś z głową"
2. Plaster jako symbol "wmówionej" psychozy - już wcześniej "robili mu coś z głową".
Ale jak to jest w książce??? I czy wogóle jest???
A może plaster to forma zabawy z widzem wymyślona przez Scorsese?
Dla mnie pomysł rewelacja!!!
Wiem, że był, ale jakoś nie został wystarczająco rozwinięty..., a wręcz wykpiony przez niektórych użytkowników filmweb'u.
A szkoda, bo uważam, że ów niewielki plaster miał wydźwięk symboliczny.
Tak jak zostało powiedziane w moim poprzednim poście, według mnie jest to sposób zabawy reżysera z widzem - już na początku Scorsese daje nam do zrozumienia, że główny bohater "ma coś z głową".
Ale to tylko moja interpretacja - jeśli ktoś ma własną, to zapraszam do dyskusji.
To trzeba było napisac swoje wnioski i teorie w tamtym poscie, skoro juz go znalazłaś:)
Ale wracając do tematu, zapraszam do skonstruowania konstruktywnej opinii, szkoda pióra (czyt. klawiatury) na nic nie wnoszące do tematu licytacje.
W pierwszej scenie widzimy jak Daniels podczas rzygania przywala Glowa o klozet.
Cieszę się ze mogłem wyjaśnić sprawę plastra.
GUZIK PRAWDA!!!
W pierwszej scenie, którą główny bohater spędza nad muszlą ma już plaster!
Wymiotuje, podnosi głowę, spogląda w lustro i... mamy plaster na czółku!
Twoja interpretacja jest rozbrajająca (wręcz rozbawiająca:), ale niestety błędna.
I dobrze, bo to by wszystko spłycało, a tak trzymam się swego.
No, golił sobie zarost z czoła, bo dzień wcześniej zszedł z drzewa...
Ale tak na serio, według mnie ten plaster odgrywa znaczącą rolę i fajnie byłoby rzeczowo podyskutować na ten temat.
Na razie jedyną teorią, która się pojawiła i która jest najbardziej prawdopodobna, to moja, mówiąca o celowej prowokacji Scorses'a.
Żeby podjąć rzeczowa dyskusje na temat plastra- bo zgadzam się ze ma znaczenie symboliczne i określony przekaz - musiał bym oglądnąć film jeszcze raz pod tym katem.. a nie chce mi się. Proponuje byś podała swoje wnioski, interpretacje i przemyślenia a ja dokonam tylko konstruktywnej krytyki i wybiorę sobie wersje ktora najbardziej będzie mi pasować.
Na zawsze twój
Mścibór.
Swoje dopuszczalne interpretacje przedstawiłam w swoim drugim poście i utwierdzam się w przekonaniu, że Scorsese od początku poprzez fakt istnienia plastra daje nam rozwiązanie zagadki głównego bohatera.
Ten niewielki plasterek sugeruje: spójrzcie na jego GŁOWĘ (głowa rozumiana jako stan psychiki).
Plaster znika po scenie w latarni, kiedy Andrew "wraca do swojego ja". I później już się nie pojawia.
Ale może ktoś ma inne zdanie, inną interpretację?
Właśnie jestem po powtórnym obejrzeniu filmu i niestety...
Rzeczy są często prostsze niż nam się wydaje...
Plasterek nie znika po scenie w latarni, ale jeszcze przed nią, po scenie kiedy Andrew bierze prysznic po powrocie z jaskini.
Czyli plasterek został naklejony po tym jak pacjent uderzył się, lub wdał w bójkę z kimś (przecież wykazywał duże pokłady agresji).
To urywa wszystkie spekulacje zwolenników teorii spiskowej, według której główny bohater został "wrobiony" w szaleństwo.
Zawsze coś.
Ale dzięki wszystkim za pomoc, a zwłaszcza Volturnus'owi, który zasugerował ponowne obejrzenie filmu "pod kątem plasterka":)
Dokładnie!
No i zagadka wyjaśniona:)
Ale w takim wypadku co znaczyła zielona plamka pojawiająca się na paznokciu u kciuka prawej ręki podczas scen, w których wyobrażał sobie żonę???
(taki żarcik:)
mam nadzieję, że to nie do mnie...
Żarcik był przyzwoity, a nawet trącił Monty Pythonem - tzw. humor abstrakcyjny, który w oryginalny sposób miał zakończyć wyolbrzymiony wątek nieistotnego (jak się okazało) plasterka.
Więc wypraszam sobie.
Howgh.
Wiem, przesada interpretacyjna...
Ale film "wyrwał mnie z butów" więc miło było choć przez chwilę myśleć, że ma drugie dno...
Ale i bez tego jest na piątkę z plusem chociażby za rolę Leo, Bena i Marka Ruffalo (świetny w podwójnej roli!)
A co powiecie o tej scenie, gdzie przepytywana pielęgniarka najpierw jest w czepku, a potem go zdejmuje? Kurde, co to mogło znaczyć?
Może to, że za bardzo kombinujecie?
He, he, no tak, ludzie doszukują się poczwórnego albo nawet "popiątnego" dna :)
Tak czy sika, film wywołuje burzę mózgu, to dobrze. Obejrzałem sobie go drugi raz po 6 latach i nadal mi się podobał. To świadczy o wysokiej jakości i perfekcyjnej realizacji tej produkcji. Jak dla mnie, to właśnie tak wygląda arcydzieło filmowe.